Jest, dotarł wyczekiwany niczym słońce po zimie, deszcz w okresie suszy. Majestatyczny i wyglądający jak pół miliona Dolarów (subiektywnie) wzmacniacz. Szczerze - żadna to nowość na rynku w dniu pisania poniższego tekstu, ale nadal to jeden z tych wzmacniaczy, który wywołuje dreszcze na plecach nie tylko piszącego te słowa, ale sporej części audiofilii czy melomanów. Ktoś powiedział swego czasu takie zdanie "McIntosh jest klasą sam dla siebie". Czy MA7200 pomimo tych wszystkich wielkich oczekiwań sprosta wyzwaniu? Czy stanowi wartość dodaną dzięki doskonałemu brzmieniu, czy bazuje jedynie na "znanej marce"? Przedstawiamy Państwu klasyka "klasyków" - przed nami:
Dr. Jekyll i Mr. Hyde - McIntosh 7200 w pełnej krasie.
przygotował: Zbigniew Boroń
Partner artykułu:
McIntosh’a się kocha lub... powinno kochać (taki żart). Po prostu są zwolennicy danej marki, którym wszystko inne po prostu "nie gra" i zapewne w przypadku tej konkretnej marki ta formuła jest najczęściej stosowana w życiu "gra tylko McIntosh". Poza tym, że gra (i to jak gra) jest też świetnie wyposażony i od garści faktów technicznej pora zacząć.
MA7200 dysponuje wcale nie małą mocą 200 watów na kanał, które gwarantują wysterowanie sporej wielkości kolumn głośnikowych - do tego całkiem wymagających. To rzecz jasna nie jest najwyższa moc dostępnych na rynku produktów audio, ale bądźmy szczerzy, że klasyfikuje taki wzmacniacz już w kategorii całkiem niezłych "mocarzy". A pamiętać trzeba, że dzięki zastosowaniu na wyjściu wzmacniacza transformatorów dopasowujących (autoformerów), jest ona niezależna od impedancji obciążenia. I tak do wyboru przewidziano odczepy dla kolumn 8-, 4- i 2-ohm (to już coś!). Na wzór innych modeli najnowszej generacji tego producenta, MA7200 został wyposażony w moduł Digital Audio DA1. Wartym w tym miejscu do odnotowania faktem jest to, że jeżeli w przyszłości pojawi się nowsza wersja, będzie go można wymienić, pozostawiając resztę wzmacniacza nietkniętą.
DA1 to całkiem spory kombajn, uniwersalny i funkcjonalny. Zawiera aż sześć wejść cyfrowych: 2x coaxial, 2x optyczne (każde do 24 bit/192 kHz), asynchroniczne USB (PCM do 32 bitów/384 kHz, DXD 384 kHz oraz DSD256) i wreszcie firmowe MCT, przeznaczone do podłączenia transportu SACD/CD MCT450. Za konwersję sygnału odpowiada 32-bitowy układ ośmiokanałowy, pracujący w konfiguracji Quad Balanced.
Wyposażenie w wejścia analogowe obejmuje jedno XLR i aż pięć gniazd RCA. Dodatkową wzmacniacz posiada pre-out RCA do podłączenia końcówki mocy. Są też dwa wyjścia liniowe, jedno jest regulowane, drugie stałe. Mamy też pre gramofonowe z obsługą wkładek MM i MC.
Na osobne kilka zdań zasługuje wzmacniacz słuchawkowy, który potrafi naprawdę wiele w temacie uzyskiwanego brzmienia. Rzecz jasna w takim przypadku wyjście słuchawkowe nie może być inne jak tylko 6,35 mm. Wzmacniacz to doskonały High Drive, który dysponuje bardzo wysoką mocą i pracuje z dowolnymi nausznikami (impedancja w zakresie 20-600 Ω). Firmowy układ HXD ma tworzyć (i tworzy) wrażenia przestrzenne jak przy odsłuchu z kolumn (szeroka scena, kilka planów).
Waga urządzenia pokazuje, że mocarz ma w swoich trzewiach sporo "mięśni" zdolnych do poruszenia ścian i naszych serc ..., a jak potrzeba - delikatnością kroku primabaleriny (niczym Gilda Gray) lekko i zwiewnie budując napięcie z samych najdrobniejszych detali i ukazując jakże ważne szczegóły zawarte w nagraniu.
A jak wygląda to wszystko w praktyce?
Biorąc do ręki ten zacny wzmacniacz człowiek przekonuje się, że w przypadku dobrego audio tężyzna fizyczna jest przydatna, ponad 34 kg to już nie przelewki. Wzmacniacz jest „muskularny” i niezwykle dokładnie wykonany, wszystko pasuje do siebie, każda śrubka, każde mocowanie jest wykonane z bardzo dużą dbałością … dbałością o wykonanie, ale i samą muzykę!
Słuchając pierwszych tonów płynących z McIntosh’a MA7200 w utworze „Welcome Home (Sanitarium)” zespołu Metallica można było odnieść wrażenie, że jest to wzmacniacz delikatny, wygładzony, „grzeczny” … nic podobnego, druga część utworu pozwoliła pokazać brutalną moc szorstkich gitarowych riff’ów co jednoznacznie wskazuje istotę i charakter opisywanego wzmacniacza.
Wzmacniacz McIntosh gra z jednej strony ogromnym rozmachem, jest brutalny, kiedy zawarto taki przekaz w nagraniu, ale i niezwykle delikatny, ukazujący niesamowitą ilość detali, kiedy utwór tego wymaga. Scena generowana przez ten wzmacniacz jest bardzo obszerna i (tu też w zależności od nagrania) potrafi się powiększać i odpowiednio zmniejszać oddając namacalnie klimat klubu jazzowego czy dużego koncertu na stadionie.
Wgłębiając się w brzmienie jednego z utworów, kiedy zamknąłem oczy czułem się jakby przeniesiony do małego klubu jazzowego, gdzie Miles Davis właśnie wygrywał kolejne dźwięki na swojej trąbce w utworze „So What” z płyty Kind of Blue. Było to tak realne uczucie, że kiedy otwarłem oczy poczułem rozczarowanie, że nie pozostał po tym wszystkim przynajmniej zapach dobrego whisky czy obłok dymu z papierosów (żart). Kreślę przed Wami rzecz jasna pewien subiektywny obraz odbioru tego, czego jesteśmy w stanie doświadczać w trakcie słuchania na danym sprzęcie, bo tylko tak mogę (ale i chciałbym) Was przybliżyć do prawdziwości odczuć muzycznych możliwości McIntosh'a MA7200. Muzyka generowana przez wzmacniacz jest, mówiąc wprost - namacalna, lokalizacja poszczególnych instrumentów w przestrzeni bardzo łatwa do wskazania. To jakby być tuż przed żywym zespołem w bajkowo rozłożonej trójwymiarowej przestrzeni.
Zupełną przeciwwagą do delikatnych dźwięków płynących z trąbki Miles’a Dawis’a było doznanie wysokiej dawki energii i mocy płynącej z utworu „Rein Raus” Rammstein. Była to prawdziwa pobudka, przez całe ciało przechodził dreszcz i od razu chciało się wstać i poruszać w rytm ciężkich, mocnych dźwięków gitary i równo wybijających rytm bębnów. Można poczuć się jak na koncercie i nie ukrywam, że tak chwilami się czułem (a doświadczenie koncertowych klimatów mam "podobno" wcale nie małe).
Kolejnym utworem, który wylądował w odtwarzaczu był „Angel” zespołu Massive Attack. Tutaj można poczuć przepięknie rozciągnięty niski zakres częstotliwości. Cała płyta Massive Attack pt. „Mezzaine” jest nafaszerowana różnorodnymi dźwiękami z najniższych rejestrów i opisywany wzmacniacz radzi sobie z nimi wybornie, potrafi delikatnie zamruczeć i zejść w czeluści piekielne, tam, gdzie zaczynamy już całym ciałem odczuwać a nie tylko słyszeć. To co jeszcze zwróciło moją uwagę to równowaga, wzmacniacz nie jest ani zimny (bezlitosny dla nagrania) ani ciepły (próbujący naprawić realizatorskie błędy). Wyważony do bólu i zdolny do utrzymywania najlepszej z możliwych równowagi.
Taka ciekawostka związana z całym systemem - obok sprzętu wręcz stworzonego dla tego wzmacniacz - podłączyłem na czas testów głośniki podstawkowe dwóch marek. Z jednej strony nasze ulubione KEF LS50, które im lepszy wzmacniacz - tym lepiej budują brzmienie, z drugiej całkiem zacne i świetnie wyważone R1 Signature firmy Audiovector. W moim subiektywnym odczuciu wzmacniacz dużo bardziej polubił się z KEF LS50 niż Audiovector R1 Signature. KEF’y stanowiły (przynajmniej dla mnie) idealne w chwili obecnej uzupełnienie dla McIntosh’a, dużo barwniej pokazywały dolny zakres pasma, różnicowały go (choć sam kontur przy bardzo nisko schodzących dźwiękach potrafił się rozmywać) potrafiły w momencie brutalnie uderzyć by tuż po chwili wydobyć z siebie delikatny dźwięk dzwoneczka rozbrzmiewający tuż nad głośnikiem. Przy Audiovector’ach dało się odczuć za to większą scenę, rysującą dźwięk dokładniej, to tak jakby użyć twardszego ołówka, gdzie kontur jest bardziej widoczny, bas nie schodził już tak nisko jak w KEF’ach, ale do samego końca utrzymywany był w ryzach, nie tracąc wyrazistej ostrości. Kwestia więc wyboru i subiektywnych potrzeba każdego z nas. Ja jak zawsze namawiam do eksperymentów i poszukiwania własnej - najlepszej drogi.
Podsumowując całość, McIntosh MA7200 to bardzo ciekawa propozycja dla wszystkich tych, którzy szukają bardzo uniwersalnego, zrównoważonego wzmacniacza, który ma bardzo duży potencjał, potrafi pokazać brutalną moc i jednocześnie delikatność zawartą w każdym rodzaju muzyki. Sprawdzi się praktycznie w każdym repertuarze, jego możliwości są ogromne i co ważne - w całej tej zabawie - jest po prostu funkcjonalny i świetnie zbudowany.
W mojej ocenie może stanowić dla wielu osób koniec drogi w temacie poszukiwań swojego wymarzonego wzmacniacza. Jeśli tylko w swoim życiu umiecie łączyć żywioł koncertów Heavy Metalowych kapel z gracją i kunsztem godnym Royal Russian Ballet – McIntosh MA7200 jest dla Was.To piekło i niebo w jednym, to jak Dr. Jekyll i Mr. Hyde w jednej postaci. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem na tak!
Za dostarczenie do testów sprzętu dziękujemy naszemu Partnerowi, krakowskiej firmie AUDIOtrendt
https://audiotrendt.com.pl
https://audiotrendt.com.pl/wzmacniacze-stereo/4090-mcintosh-ma7200.html
Dane techniczne:
200 Watów przy 8/4/2 Ohma.
Autoformery – najsłynniejsze transformatory firmy McIntosh.
Układ Power Guard® - chroni przed przesterowaniem.
Podświetlane wskaźniki mocy wyjściowej.
Przetwornik cyfrowo-analogowy (DAC) obsługujący na wejściu USB sygnał PCM do 32 Bit/384 kHz i DXD 384kHz oraz sygnał DSD aż do DSD256.
Przetwornik cyfrowo-analogowy (DAC) obsługujący częstotliwość próbkowania do 24 Bit/192 kHz na wejściach cyfrowych: koncentrycznym i optycznym.
Firmowe wejście MCT (DIN) umożliwiające podłączenie transportu CD/SACD MCT-450.
Liczne wejścia cyfrowe: asynchroniczne USB, 2 koaksjalne, 2 optyczne i MCT (DIN).
Wzmacniacz gramofonowy MC/MM z regulacją ustawień
Wzmacniacz słuchawkowy z układem HXD® (Headphone Crossfeed Director).
Regulacja barwy dźwięku.
Poziom zniekształceń harmonicznych: 0.005%
Wymiary WxSxG: 194 x 445 x 559 mm (łącznie z wystającymi elementami)
Waga: 34,1 kg
Nasze odsłuchy oparliśmy także o następujący materiał muzyczny: